Sprowadzanie obcych gatunków – introdukcja poza kontrolą.
Wraz ze zwiększającą się ludzka aktywnością, a więc i działalnością handlową, transportowaniem roślin na szeroka skale, ingerencja w ekosystemy, coraz powszechniejsze staje się zjawisko inwazji obcych gatunków w biocenozy.
Migracje gatunków są czymś wprawdzie naturalnym i przynależą do procesu ewolucyjnego, jednakże nie stanowiły one zagrożenia, dopóki nie znalazły się w kręgu zainteresowań celowej działalności człowieka.
Migracje gatunkowe dokonane bądź to w sposób sztuczny i zamierzony, bądź przypadkowy aczkolwiek przez człowieka wywołany, w terminologii naukowej określane są mianem introdukcji i skutkują ekspansją obcych inwazyjnych gatunków, niebezpiecznych dla tych rodzimych. Bywa tak, że te obce gatunki, przeniesione ze swojego naturalnego środowiska do innego, rozwijają się i rozprzestrzeniają równie dobrze, a nawet lepiej, gdyż nie posiadają na nowym terenie naturalnych wrogów. Niszczą wtedy zastana roślinność żywiąc się nią i powodują zachwianie równowagi ekosystemu.
Na łamach naszej gazety będziemy prezentować wybrane spośród mięczaków obce nam gatunki, które sprowadzone do naszego kraju sieja spustoszenie wśród gatunków rodzimych.
Jednym z nich jest:
Ślinik luzytański ( Arion lusitanicus )
Jest to nagi ślimak, nieposiadający muszli, którego długość może osiągnąć nawet 14 centymetrów. Jego naturalnym terenem jest Półwysep Iberyjski, skąd został eksportowany miedzy innymi do Francji, Niemiec, Irlandii, Islandii, Danii, południowej Szwecji, Bułgarii i Czech. Najprawdopodobniej gatunek ten był transportowany w postaci jaj kryjących się w ziemi lub w odpadkach. W Polsce jego pojawienie się po raz pierwszy odnotowano w 1987 roku w rejonie Albigowej i Markowej w województwie podkarpackim. W ciągu następnych lat ślinik luzytański pojawił się w Rzeszowie, w okolicach Łańcuta oraz Wieliczki. Do 2007roku udokumentowano, iż gatunek ten dotarł do województwa małopolskiego, śląskiego, łódzkiego, mazowieckiego, pomorskiego, warmińsko-mazurskiego i wielkopolskiego. Najbardziej dokuczliwa jest jednak plaga tych ślimaków w województwie podkarpackim, którego wojewoda kilka lat temu zwracał się z prośbą o interwencję do ministerstwa rolnictwa.
Ślinik luzytański, choć nie przezywa dłużej niż rok, rozprzestrzenia się tak dalece za sprawa zdolności do składania 500 jaj za swojego życia. Dodatkowo jest to stworzenie mobilne, przemieszcza się ono wzdłuż rowów cz cieków wodnych. Jest odporne na niekorzystne warunki i nie posiada naturalnych wrogów.
Szkodliwość tego gatunku objawia się tym, że zżera on taka roślinność, jaką zastanie- bez względu, czy będą to warzywa, czy zboże. Ślimak ten jest synantropijny, co oznacza, że z korzyścią dla siebie wtapia się w tereny, w których działa człowiek. Lasy, zarośla czy cmentarze nie są tak atrakcyjne dla slimaka luzytańskiego, choć i tam można go spotkać. Głównie jednak wybiera on te miejsca, gdzie uprawiana jest jakaś roślinność, toteż najbardziej skarżą się na niego działkowcy. Ulubiony zer dla tego ślimaka stanowią plantacje kapusty, sałaty, fasoli, bylin, kwiatów, truskawek i malin
Ślimak ten nie oszczędza żadnej części roślinnej i nie baczy na to, w jakiej fazie wzrostu znajduje się jego pokarm. Zjada nasiona, liście, owoce, bulwy i korzenie. Żeruje w nocy i w godzinach rannych, a we dnie tylko wtedy, gdy jest deszczowo. Na kryjówki wybiera miejsca ciemne i wilgotne, ponieważ sam w znacznej części składa się z wody.
W okolicach Łańcuta prawie całkowicie zniknął przez niego dziko rosnący podagrycznik pospolity. Jest to dowód na to, że Slinik luzytański powoduje zachwianie równowagi naszego ekosystemu i niekorzystnie wpływa na zachowanie bioróżnorodności.
Wielki problem stanowi wyplenienie tego gatunku.
W tym celu stosować można zabiegi profilaktyczne, agrotechniczne i chemiczne, ale żadne nie gwarantują pozbycia się całej populacji tych szkodników raz na zawsze. Do profilaktycznych czynności należy osuszanie pół, częste koszenie trawy, opróżnianie kompostów oraz likwidowanie ze swojego terenu kamieni, desek i śmieci sprzyjających ukrywaniu się ślinika luzytańskiego. Zabiegi agrotechniczne polegają na zastawianiu pułapek dla ślimaków cz przekopywaniu gleby. Innym sposobem na pozbywanie się ich jest stosowanie środków chemicznych- moluskocydów. Te jednak bywają szkodliwe dla roślinności i trujące dla zwierząt gospodarczych i domowych.
W sprawie tego gatunku ciężko zachować optymizm- jest on wyjątkowo zdolny do rozprzestrzeniania się w bardzo szybkim tempie. Naukowcy przewidują, ze niedługo ślinik luzytański obecny będzie w całej Polsce i będzie toczyć szkodliwa ekspansję. Jedynym ratunkiem dla naszej roślinności przed tym pasożytem może być systematyczna, solidarna praca rolników, ogrodników i działkowców nad tym, aby pozbyć się jak największej ilości tych ślimaków ze swojego terenu.
Na podobnej, co ślinik luzytański zasadzie funkcjonują sprowadzone do Polski z obcych terenów inne ślimaki nagie: pomrów plamisty, pomrów walec jański, pomrów wielki, czy pomrów żółtawy. Ten ostatni na swój zer obiera sobie uprawy szklarniowe oraz składy owoców i warzyw.
Takim obcym gatunkiem w Polsce jest też ŻÓŁW CZERWONOLICY (Trachemys scripta). Tylko w latach 1994-97 bezpośrednio ze Stanów Zjednoczonych do Polski importowano ponad 448.000 tych gadów !! Kretynizm kompletny ! W tej sprawie chodzi nie tylko o nasze rodzime środowisko, ale też o przenoszenie chorób ! http://www.iop.krakow.pl/ias/zasoby/PROP01_06_2010.pdf
No niestety, dla pieniędzy lub z głupoty ludzie sporo zrobią.. Przecież nieraz słyszymy o przesyłaniu gadów czy płazów poczta czy wypuszczaniu ich w lasach.. a to tylko przykład.