Chorobotwórczy łańcuch czyli hipoalergiczna ściema.
Czy my powinniśmy akceptować jawne wprowadzanie w błąd?
Deser ”bez cukru” ale z syropem fruktozowym, hipoalergiczne kosmetyki z alergenami w składzie, bezglutenowe płatki kukurydziane z minimalną ilością glutenu i 50 procent mięsa w mięsie. Kiedy już „Q10” i ”zdrowy produkt” przestają działać jako zachęta do kupna, producenci robią wszystko, żeby wykryć, na co konsument ”reaguje”. Nawet kosztem zdrowia.
Każdy z nas, a zwłaszcza posiadacz pełnowymiarowej rodziny, stara się zadbać o siebie i swoich bliskich. Wydajemy w sklepach fortunę na tzw. zdrową żywność, ekologiczne produkty, hipoalergiczne kosmetyki, naturalne pościele i materace, oddychające koszulki i inne tylko po to, żeby być zdrowym i pełnym życia. Niewielu z nas wie, że często to, co znajduje się na etykietach i sklepowych tabliczkach jest zwyczajnym chwytem marketingowym, czyli krótko mówiąc – ściemą.
Dać z siebie zrobić ”jelenia”
Jako młoda matka, szukałam produktów, które nie podrażnią skóry syna, a zarazem będą pielęgnowały i karmiły ją. Okazało się, że kosmetyki pod nazwą „hipoalergiczne” kryją szkodliwe substancje, takie jak DMDM Hydantoin, ethylaparabem, perfume, linalool, limonene, itp. To wszystko to nic innego jak donory formaldehydu, parabeny, substancje zapachowe i inne alergeny.
Oto przykład. Skład kremu z oliwą z oliwek, z popularnej drogerii, naturalnego i hipoalergicznego według producentów zawiera: parafinum liquidum, petrolatum, linalool, geraniol, citronellol, perfume i trochę oleju owocowego. Gdzie w tym kremie oliwa z oliwek? Nie wie tego nikt.
W ten sposób producent, marketingowcy i dystrybutorzy sprawili, że kobieta chcąca zadbać o swoją skórę, nasmaruje się pochodną ropy naftowej, wazeliną, parabenami, które mogą wywierać negatywny wpływ na układ hormonalny, oraz substancjami zapachowymi – tymi, które najbardziej uczulają.
Jeszcze gorzej jest z kosmetykami DLA DZIECI. Kremowy olejek myjący dla dzieci „od pierwszych dni życia”, posiadający pozytywną opinię Centrum Zdrowia Dziecka także naszprycowany jest parabenami, pochodnymi parafiny, perfumami, olejemi mineralnymi i dwudziestoma innymi składnikami, mimo że do pielęgnacji dziecka wystarczy kilka roślinnych produktów, takich jak ekstrakt z aloesu czy naturalny olej kokosowy.
Jednak wątpliwej jakości składniki znajdziemy nie tylko w najtańszych, popularnych markach, ale także w tych specjalistycznych kosmetykach dla skóry o specjalnych potrzebach, np. atopowej. Co więcej, możemy je kupić w aptekach! Farmaceuci w dobrej wierze (a może dzięki dobrej marży?) oferują nam drogie kosmetyki dla alergicznej skóry, które nie pomagają. W efekcie wracamy i kupujemy kolejne, testujemy inne produkty z równie szkodliwymi składnikami. Tak tworzy się pętla i najlepsza droga do wiecznej alergii.
Nie tylko kosmetyki
Jednak kosmetyki to tylko kropla w morzu producenckich manipulacji. Wystarczy iść do pierwszego supermarketu, żeby zobaczyć, co oferują nam znane marki. Kukurydziane płatki, na których opakowaniu widnieje wielki napis ”bez glutenu” , w składzie mają zapis: ”mogą zawierać gluten”. Oprócz tego 15 łyżeczek cukru na 100 gramów, emulgatory i inne. W jednym ze sklepów na długiej półce ze ”zdrową” żywnością znalazłam tylko wafle ryżowe. Nawet ekologiczne produkty z certyfikatem mogą zawierać 5 procent składników nieekologicznych (z całą pewnością będzie to barwnik lub emulgator). Jajka ”domowe”, od zdrowych, szczęśliwych kur (według producentów) miały numerek „3”, co oznacza, że są z chowu ściółkowego, bez dostępu do świeżego powietrza. Siecią, która może pochwalić się szeroką ofertą bio produktów jest Organic Farma Zdrowia i – co ciekawe – hipermarkety REAL.
Procent mięsa w mięsie
Jednak najbardziej zaskakujące wydaje się nam, gdy podchodzimy do półki z mięsem i w pięknym, kolorowym opakowaniu z krową widzimy mięso wieprzowo-wołowe, które zawiera… 50 procent mięsa. Co z pozostałą połową? Woda, solanka, przyprawy i znów konserwanty.
W 2010 roku inspektorzy Inspekcji Handlowej zakwestionowali 5 procent wypuszczonych partii jedzenia różnego typu. Ser gouda zawierał aż 91 procent tłuszczów roślinnych, a deser czekoladowy nie miał w sobie czekolady. Co ciekawe, to właśnie te produkty są najczęściej reklamowane w telewizji i billboardach jako „najlepsze”, „zdrowe”, „prosto od rolnika” czy „naturalne źródło energii”. Stosowane zielone kolory i symbolika liści czy trawy skutecznie przyciągają Konsumenta. A gdzie etyka?
Wracając do produktów hipoalergicznych…
Polskie prawo nie definiuje jeszcze określenia „hipoalergiczny”. Dodawanie „atrakcyjnych” zapachów czy barwników, czyli oferowanie np. szamponu o kolorze i zapachu truskawek czy gumy do żucia, jest jedynie nieudolną próbą wyróżnienia się od konkurencji i „złapania” klienta na wątpliwej klasy „korzyści”. Szkoda, że po taki produkt sięga niczego nieświadome dziecko, a mama chcąc sprawić mu przyjemność, wkłada ładnie zaprojektowane opakowanie „z truskawką” do koszyka. Nie ma jednak nic gorszego niż nieświadoma ciężarna lub matka niemowlaka, która ufając producentom kupuje „produkt dla niemowląt” lub „produkt hipoalergiczny”, narażając swoje ukochane maleństwo na alergie, wysypkę, dyskomfort, gorączkę, zaburzenia snu lub przewlekłą chorobę.
W czym problem?
Załóżmy, że karmimy dziecko mlekiem z piersi, smarujemy je oliwką naturalną i dbamy o dobre, wolne od roztoczy powietrze, ale dziecko wciąż ma wysypkę. Gdzie szukać przyczyn? W proszku i płynie do prania.
Proszek do prania dla dzieci, dostępny w sieci Makro Cash & Carry z widocznymi obietnicami na froncie opakowania: „bez parabenów, bez alergenów, bez fosforanów”, za to opisany jako hipoalergiczny, ma w składzie subtelną kompozycję zapachową, której z pewnością nie można zaliczyć do przeciwalergicznej, delikatnej, a tym bardziej nie dla dzieci! Ta sama firma oferuje płyn do zmiękczania tkanin o żółtej barwie opisując .. „Produkt wzbogacony o system HYPOALLEGRNIC CARE zapewnia wyjątkowe bezpieczeństwo i delikatność dla skóry niemowląt i alergików. HYPOALERGICZNY koncentrat o kremowym zapachu” i wszystko jasne. W Danii wszystkie produkty adresowane dla alergików muszą być pozbawione – zgodnie z wymogami federacji konsumenckiej Astma-Allergi Danmark – wszelkich substancji zapachowych, nawet naturalnych olejków.
Nie możemy mieć do producentów pretensji, iż nazywają produkty „hipoalergicznymi”, gdyż próbują jedynie wypromować i sprzedać swój produkt, skrzętnie wykorzystując luki w polskim prawie. Podobnie jest z producentami żywności. „Bezglutenowe”, „naturalne”, „zdrowe”, „bez konserwantów” – te hasła są najczęściej jedynie skutecznym chwytem.
Hipoalergiczne koty?
Mitów na temat hipoalergicznych produktów jest jednak o wiele więcej. Nie uczulające tatuaże, manicure hybrydowy, makijaże permanentne, materace do spania, ubranka dla dzieci, farby do malowania ścian czy karmy dla zwierząt, a nawet… koty. Tak, tak. Twierdzi się, że istnieją rasy kotów, które nie mają alergenów, takie jak sfinksy, Ballinese czy orientalny kot jawajski. Problem jednak w tym, że to nie sierść najbardziej uczula, a białko zawarte w ślinie kota. Nawet koty, które nie mają sierści mogą więc uczulać.
Nawet pozornie „hipoalergiczna”, naturalna wełna z wielbłąda czy merynosa, która sama w sobie nie powoduje alergii, najczęściej czyszczona jest za pomocą lanoliny – silnie alergizującej substancji. A więc naturalny produkt potraktowany alergizującą substancją, zwyczajnie przestaje być hipoalergiczny, bo wierzchnia warstwa naraża na silne reakcje alergiczne.
Czy się na to godzić?
Producenci producentami, ale czy my powinniśmy akceptować jawne wprowadzanie w błąd? Czy sieci handlowe powinny to tolerować? Czy blogerzy reklamujący kosmetyki znanych marek dobrze wykonują swoją pracę czy hobby, nawet nie zaznajamiając się ze składem otrzymanego produktu? Ba! Skąd przeciętny, a nawet bardziej zaangażowany w chemię bloger ma posiadać szeroką wiedzę toksykologiczną, by ocenić, który ze składników może być alergenny, kancerogenny, a który nie? Zazwyczaj recenzja ma piękne zakończenie w postaci frazy: „No i obłędnie pachnie! Moja ocena to 5/5!”. I tu popełnia błąd.
Czy powinniśmy kupować produkty tylko dlatego, że mają ładne opakowanie i napis „fit”? Zwodnicze billboardy kuszą do zakupów miliony osób, które w dobrej wierze wybierają niewłaściwe produkty. Produkty, które sprawią, że w ciele gromadzą nam się toksyny i dzień po dniu przybliżają do wyroku w postaci alergii, raka lub jeszcze innych obciążeń. Gdzie jest nasza zwykła moralność?
Apeluję o zainicjowanie niezależnego programu edukacyjnego, umożliwiającego wyprowadzenie społeczeństwa z niewiedzy, która jest źródłem ogromnych dochodów niewielu korporacji. Można przygotować merytorycznie pożywny program szkoleń oraz nowy przedmiot do szkół podstawowych i gimnazjalnych, by uczniowie mieli świadomość, co jest im potrzebne do optymalnego zdrowia, świetnego samopoczucia, rewelacyjnych wyników w szkole i atrakcyjnego wyglądu, tak ważnego dla nastolatków.
Wyrażam jednocześnie sprzeciw dla bierności, która kosztuje nas niepotrzebną utratę zdrowia i złą sytuację większości rodzin w kraju. Nie zgadzam się na nieuczciwą grę rynkową kilku światowych graczy, która służy powiększaniu niewyobrażalnych majątków, obrotów i siły nabywczej nieświadomych i chorujących Klientów, uzależnionych od słodkich napojów, słonych przekąsek, również fastfoodów i wielu innych śmieciowych wyrobów zwanych produktami.
Jak wybrać?
Dopóki żyjemy w kraju, gdzie luki nikogo nie drażnią, musimy sami zająć się swoją edukacją. Nie liczmy na to, że najlepszy wybór doradzi nam sprzedawca, bo często on sam nie wie, co sprzedaje albo zwyczajnie mu się nie opłaca polecić dobrego produktu.
Od lat inspiruje mnie Skandynawia, gdzie przepisy dotyczące zdrowych i hipoalergicznych produktów są bardzo restrykcyjne. W Danii udało się stworzyć system zdrowotny i metody certyfikacji, dzięki którym konsumenci nie błądzą wśród nieuczciwych informacji. Sieci supermarketów biorą często sprawy w swoje ręce i wyrzucają z półek nawet znane marki, robiąc miejsce dla tych producentów, którzy pofatygowali się, by spełnić 100 proc. wymogów zdrowotnych i dają konsumentowi bezkompromisowy produkt, który nie zawiera żadnych, znanych szkodliwych składników. Z graczami handlowymi współpracuje również duńska telewizja, która nie obawia się narażania międzynarodowym koncernom i bezpardonowo dzieli na wizji produkty na zdrowe i niezdrowe, zapraszając toksykologów i specjalistów, by na podstawie składników wskazali widzom, co powinien w sklepie wybrać klient, by dbać o zdrowie swoje i dzieci.
Proponuję inspirować się duńskim stowarzyszeniem Astma-Allergi Danmark, która nie zezwala na nazywanie produktu hipoalergicznym, jeśli zawiera on jakiekolwiek składniki szkodliwe dla zdrowia, czyli środki zapachowe – najczęstsze przyczyny alergii, toksyczne konserwanty, które bardzo często powodują nie tylko alergie, ale stopniowo przez kumulację toksyn przyczyniają się do powstawania raka, (choćby donor formaldehydu najczęściej stosowany przez producentów DMDM Hydantoin – obecny w wielu produktach kosmetycznych, które mimo to, opisywane są jako „hipoalergiczne”!) środki pieniące, silikony i barwniki, które to, podobnie jak zapach, nie pełnią żadnej funkcji niezbędnej dla ciała!
Przy żywności czytajmy etykiety i nie dajmy się zwieść reklamom! Edukacja jest niezwykle ważna, a w Internecie bez problemu można znaleźć listę szkodliwych składników i emulgatorów. Farby do włosów też często uczulają – fryzjerzy mają obowiązek poinformować o szkodliwych substancjach zawartych w produkcie (oczywiście dopiero wtedy, kiedy zapytacie). Polecam poszukać farby oparte na kaszy jaglanej!
Wprawdzie nie ma w polskim ustawodawstwie definicji słowa „hipoalergiczności produktu”, to moim zdaniem hipoalergiczny kosmetyk zawsze oznaczać powinien produkt bezzapachowy, bez barwników i bez rakotwórczych konserwantów. W przypadku wyrobów spożywczych jest to bardziej rozbudowane, ale przede wszystkim powinien być pozbawiony mąki pszennej, białego cukru, mleka krowiego i sztucznych konserwantów i barwników. Głosujmy głową, portfelem i wiedzą!
Autor: Żaneta Geltz
Żaneta Geltz – Pomysłodawca, wydawca i redaktor naczelna jedynego w Polsce periodyku dla alergików – Magazynu Hipoalergiczni. W 2013 roku odebrała wyróżnienie AS ODPOWIEDZIALNEGO BIZNESU w uznaniu bezpłatnej formy profilaktyki alergii przy jednoczesnym zaangażowaniu w projekt osób z dysfunkcjami ruchowymi. Stworzyła miejsce, gdzie spotykają się eksperci, lekarze, naukowcy i osoby zainteresowane alergią, astmą, atopią, ale także wzmocnieniem swojej odporności. Wspiera różne projekty i sama też tworzy crowdfundingowy, nonprofitowy projekt Happy Evolution, który zaowocował eBookiem „10 kroków do zdrowia, szczęścia i równowagi”. Z wykształcenia lingwistka, od blisko 20 lat właścicielka agencji GELTZ MEDIA, ekspert ds. komunikacji marek.
Więcej na www.hipoalergiczni.pl
Najbardziej ubolewam, że w Polsce nie można podać nazw produktów i producentów, którzy stosują takie praktyki:(